top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraOleksiy

Zbyt wiele ciał… Tragedia w Instytucie Łączności, Połtawa

3 września Rosja wystrzeliła pocisk balistyczny w jeden z zakładów edukacyjnych w Połtawie: według wstępnych doniesień, zginęło 51 osób, prawie trzysta zostało rannych, a pod gruzami wciąż znajdują się ludzie.

Oto, co o tym napisał medyk z ochotniczego batalionu „Hospitallers” i wideograf Ihor Tkachow.

Wczoraj nie było czasu na refleksję, ale ten straszny dzień trzeba opisać i wyciągnąć wnioski.

Mieszkam bardzo blisko Instytutu Łączności. Rakiety świstały nad moim domem, a my wyraźnie słyszeliśmy eksplozje podczas śniadania. Razem z Poliną Melnyk zebraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy naszym pojazdem ewakuacyjnym, aby pomóc, jak tylko mogliśmy. Byliśmy pierwsi na miejscu — karetka jeszcze nie dotarła, tylko pojazd Państwowej Służby Ratunkowej. Przy bramie leżało kilka zakrwawionych ciał. Szybko je sprawdziliśmy: krew wypływała z ich głów, kończyny były nienaruszone, ale u jednego mężczyzny klatka piersiowa była przebita. Pracowaliśmy nad nimi tylko kilka minut, nie zdając sobie sprawy, co czeka nas dalej.

Nasz przyjaciel Ihor Stefanczuk, którego niedawno szkoliliśmy z medycyny taktycznej, szybko przyjechał na pomoc. Biegliśmy dalej, szukając tych, którym można jeszcze pomóc. Później wszystko było zamazane — ciała, krew, krzyki, jęki, ból i śmierć.

Przed nami stała stara, duża ciężarówka ZIL, do której po prostu ładowano rannych. Kładziono ich na szmaty, koce, drzwi, podnoszono prawie ponad głowy i wrzucano do ładowni. Nawet nie miałem czasu, żeby zobaczyć, w jakim są stanie. Kiedy wróciłem, pomogłem po prostu załadować ostatnich rannych. Miejsca już nie było, drzwi zostały zamknięte, a ZIL pojechał przez miasto do szpitala, pełen ludzi, którzy umierali.

W pobliżu ZIL-a leżały jeszcze dziesiątki ciał. Pracownicy ratunkowi i wojsko wynosili ciała z zniszczonego budynku i podwórza pod drzewa, gdzie powstał improwizowany punkt segregacyjny. Zaczęły przyjeżdżać karetki. Ludzie biegali — żołnierze, wolontariusze, my. Co chwilę przywożono kolejnego żywego, a my co chwilę biegaliśmy od jednego do drugiego, zakładając opaski uciskowe. Ludzie mieli do trzech amputacji — 3-4 opaski na jedną osobę. Zaklejaliśmy opatrunkami okluzyjnymi przenikające rany klatki piersiowej, prowadziliśmy nieudane reanimacje — niektórzy umierali pod tymi drzewami na punkcie segregacyjnym, niektórzy w drodze do szpitala, niektórzy w szpitalu. Oficjalnie 271 rannych i 51 zabitych — to za dużo... Przeklęta wojna, biedni ludzie...

Opaski uciskowe szybko się skończyły. W najcięższych przypadkach krzyczeliśmy: „Lekarza tutaj!”. Lekarze, którzy przyjechali karetkami, ewidentnie nie byli na to przygotowani: „To przecież Połtawa, tu powinno być bezpiecznie”. Przez około godzinę robiliśmy, co w naszej mocy — niektórych nie udało się uratować, ale innym uratowaliśmy życie. Staram się nigdy nie chwalić, ale jestem pewien, że tym razem uratowaliśmy więcej niż jedno życie, więc przepraszam.



Smutne wnioski:

Niestety, wydaje się, że wolontariusze mogli wczoraj w Połtawie zabić więcej ludzi, niż udało nam się uratować. Wszędzie były niskiej jakości opaski uciskowe, a wydaje się, że tylko nasze były certyfikowane i wysokiej jakości. Przywożono rannych z opaską uciskową, ale była to tania, chińska, której nie dało się dokręcić. Zakładaliśmy nasze, ale szybko się kończyły. Kiedy krzyczałem: „Daj mi opaskę uciskową”, dawano mi chińską, a ja umierałem wewnętrznie razem z tymi ludźmi, którym wiedziałem, jak pomóc, ale nie mogłem, ponieważ ktoś, nawet nie wróg, zdecydował się ich zabić tanim bublem.


Drugi smutny wniosek — prawie nikt nie potrafił udzielać pierwszej pomocy. Niektórzy ludzie zakładali opaski uciskowe, chińskie, ale nie dokręcali ich do końca, ale przynajmniej coś robili. Ale takich osób było niewiele. Rozdawałem moje opaski, ale ludzie nie wiedzieli, co z nimi zrobić.

Lekarze, którzy przyjechali, to młode dziewczyny z długimi paznokciami, które krzyczały, trzęsły się i nie wiedziały, co robić, przytłoczone. Ładowano do nich ciężko rannych — bez rąk i nóg, w konwulsjach, umierających — i były zdezorientowane. Nie widziałem u nich żadnych opasek uciskowych, żadnej organizacji procesu, niczego. Nie byli na to przygotowani. Jeśli chodzi o Państwową Służbę Ratunkową: oprócz przenoszenia rannych nie widziałem, żeby robili coś więcej. Większość z nich nie mogła nam pomóc. Nie widziałem żadnych apteczek, może niektórzy z nich zakładali te chińskie opaski, nie wiem.


Co zamierzamy zrobić:

Pójdziemy do Państwowej Służby Ratunkowej, dowiemy się, co potrafią, i zorganizujemy dla nich szkolenie, jeśli będzie taka potrzeba. W końcu postaramy się zastąpić ich chińskie opaski uciskowe. Będziemy dalej przystosowywać nasze pojazdy ewakuacyjne, w przyszłym tygodniu będziemy mieć nowe szkolenie, a potem wrócimy na rotację. Będziemy również organizować więcej szkoleń dla mieszkańców Połtawy. Jeśli jesteś z Połtawy, możesz się z nami skontaktować w sprawie szkolenia z tamowania krwawień — nauczymy cię!


Co możesz zrobić:

Możesz przesłać nam opaski uciskowe. Nasze się skończyły, a nadmiar przekażemy Państwowej Służbie Ratunkowej w Połtawie.


Jeśli ktoś może zaopatrzyć Państwową Służbę Ratunkową w Połtawie w wysokiej jakości apteczki, proszę się z nimi skontaktować. Dziś będziemy z nimi rozmawiać, a jeśli będą tego potrzebować, chcielibyśmy pomóc. Możesz również przekazać darowiznę na nasz warsztat, który przystosowuje pojazdy ewakuacyjne do przewozu rannych. I oczywiście, jeśli jesteś z Połtawy, zapisz się na kurs tamowania krwawień!


Nie bądź obojętny — pomóż naszym medykom! Wsparcie i wysokiej jakości sprzęt pierwszej pomocy są kluczowe, aby uratować życie każdemu rannemu.


1 wyświetlenie0 komentarzy

Comments


bottom of page